|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michallica
wyjadacz
Dołączył: 27 Kwi 2015
Posty: 645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tomaszów Mazowiecki
|
Wysłany: Pon 18:07, 10 Lip 2017 Temat postu: Relacja z wyprawy Routes Des Grandes Alpes 2017 |
|
|
link do zdjęć z wyjazdu: [link widoczny dla zalogowanych]
link do filmu z wyjazdu: https://www.youtube.com/watch?v=BvHZWDt2K4g&t=36s
https://www.youtube.com/watch?v=gILKL1zrvv0
https://www.youtube.com/watch?v=6czmwS9bJzQ&t=9s
Des Grandes Alpes 2017, czyli Wielka Droga Alpejska zdobyta!
W skład ekipy wchodzili:
Dany i Ewa - Honda ST1300
Heniek TurboHaziel - Honda ST1300
Czesław - BMW R1150RT
Michallica i Mery - Honda ST1300
Wyruszyliśmy z Łodzi w piątek 23.06.2017 o godz. 8:00. Tego dnia pogoda była dla nas łaskawa, czego ranek nie zapowiadał. Szybki przelot "jedynką" i jesteśmy na Orlenie w Mszanie. Tam już czekał na nas Heniek, który wystartował z okolicy Wrocławia. W pełnym składzie ruszyliśmy dalej. Kierunek Austria, na Ostrawę, Brno i Znojmo. Po wystartowaniu z Mszany jechało nam się tak dobrze, że kolejny przystanek zrobiliśmy dopiero w Znojmo po niemal 270 km. Po wjechaniu do Austrii, pięknymi "landówkami" udaliśmy się w kierunku Sankt Polten i następnie przez Melk dolnym brzegiem Dunaju ( przepiękna trasa widokowa) pogalopowaliśmy w stronę autostrady. Zakupiliśmy niezbędne winiety i po szybkim przelocie dojechaliśmy do miasteczka Strass im Attergau. Po 860 km tego dnia czekał na nas przytulny Gasthof Rosslwirt. Attergau to rekreacyjno-turystyczny rejon Austrii, z niewielkimi górami, które przyciągają głównie fanów pieszego trekkingu, rowerzystów i oczywiście motocyklistów.
Rankiem nastepnego dnia, po smacznym i obfitym śniadaniu, ruszamy w dalszą trasę. Tego dnia naszym celem jest Szwajcaria. Po przelocie autostradą opuszczamy Austrię i odbijamy na Sankt Moritz. Byliśmy tu rok temu, ale jechaliśmy od strony Włoch. Tym razem poznajemy drogę od strony Austrii. Zaraz za Sankt Moritz zjeżdżamy w bok ku przełęczy JulierPass (2284 m n.p.m.) , którą wczesniej nie jechaliśmy. Przełęcz o dość łatwym podjeździe od strony Sankt Moritz, za to zjazd - prawdziwa bajka! Szerokie długie patelnie, trochę przypominające te na Grossie. Trochę sobie zaszeleliśmy, ale finał był taki, że w ciężkim zapakowanym motocyklu z pasażerką, dając ostro w dół i to głównie w prawo, zgranulowała się prawa strona tylnej opony i ugotował płyn w tylnym zacisku mojej Pany :-) Motocykl chcwilę postał i wszystko wróciło do normy. Potem już spokojnie dojechaliśmy do położonego wysoko w górach Am Bach Avers - naszej kwatery, gdzie kotwiczyliśmy już rok wcześniej. Dojazd jak zwykle był wisienką na alpejskim torcie tego dnia. Po 600 km odpoczęliśmy, a Bruno, właściciel domu, zrobił dla nas pokaz kolejki, którą sam od podstaw wykonuje. Znakomita zabawa i relaks. Około 10 km od Am Bach znajduje się jezioro Lago di Lei z piękną tamą, która stanowi granicę szwajcarsko-włoską. Na koniec dnia ja, czyli Michallica i Heniek TurboHaziel, skoczyliśmy popodziwiać piękne jezioro i panoramę Alp, przejchaliśmy na obie strony tamy i zadowoleni, wróciliśmy do Am Bach na kolację i relaksik.
Noc była ciężka - burza z grzmotami i ulewą nie dawała pospać. Ranek powitał nas deszczem i zasnutym niebem. Na spokojnie zjedliśmy śniadanie, zapakowaliśmy mokre maszyny i ubrani w kompletne przeciwdeszcze ruszyliśmy w dalszą drogę. Deszcz towarzyszył nam przez 120 km aż do przełęczy OberalpPass (2046m n.p.m.), gdzie przestało padać, ale nadal było zimno i pochmurno. Gdzieś dalej za górami przebijało się słońce. Dogoniliśmy je na Przełęczy św. Gotharda. Tu zrobiło się ciepło i słonecznie, można było spakować przeciwdeszcze i zająć się podziwianiem widoków. Na przełęczy panował spory ruch, była to niedziela i Szwajcarzy powyciągali z garaży swoje cacka, by posnuć się po alpejskich drogach. Można było spotkać masę pięknych starych klasyków, prawdziwych klejnotów motoryzacji, oraz wspianiałego białego kruka - unikatowe Ferrari F50 za bagatela 2mln€... które wzbudziło dużą sensację. Z Przełęczy św.Gotharda ruszyliśmy w dół Tremollą, krętą drogą, w całości wyłożoną kostką brukową. Notabene chciałbym, aby nasze asfalty były tak równe jak ta brukowana droga. Widoki zapierały dech w piersiach i dla mnie było to jedno z najpięknieszych przeżyć, coś niesamowitego. Tremolla warta jest zachodu i każdych pieniędzy. Po zjechaniu z niej, skierowaliśmy się ku drodze przez przełęcz NufenenPass (2478 m n.p.m.). Na Nufenenie wypiliśmy dobrą kawę, popatrzyliśmy na piękną panoramę Alp i ruszyliśmy dalej w stronę miejscowości Martigny, obok której zaczyna się podjazd na przełęcz Col de La Forclaz (1527 m n.p.m.). Przełęcz nie jest za wysoka, ale bardzo malownicza, fajna do jazdy, no i po jej pokonaniu jesteśmy we Francji u podnóża Mont Blanc. Minęliśmy kultowe Chamonix i po 20 km dojechaliśmy do celu naszej trasy tego intensywnego dnia. W miejscowości Plateau d'Assy mieliśmy zarezerwowany dwudniowy pobyt w Hotelu Chemin du Fontenay.
Dzień kolejny przeznaczyliśmy na zwiedzanie okolicy oraz wjazd kolejką na punkt widokowy Aiguille du Midi oraz na Mont Blanc. Plateau jest położone na zboczu góry, prowadzi do niego bardzo kręty i stromy podjazd. Trzeba było się nagimnastykować motocyklem, aby tam dojechać. Trzy kilometry powyżej, na szczycie tej góry znajduje się maleńka wioska Plain Joux, z której rozpościera się widok na całe pasmo z Mont Blanc na czele. Ciekawostką jest to, że znajduje się tam także szkółka, wypożyczalnia i punkt startowy dla miłośników paralotniarstwa. Można było podziwiać startujących znad przepaści lotników oraz zjeść pyszności w miejscowej restauracji.
Aby dostać się na Mont Blanc, trzeba było zjechać do Chamonix, skąd startuje kolejka linowa w górę. Jest kilka wariantów wycieczki. Nasza obejmowała wjazd na sam szczyt, przez punkty widokowe, zjazd kolejką na stronę włoską i powrót autokarem przez tunel pod Mont Blanc do Chamonix. Widoki i wrażenia nie do opisania. Z ciekawostek - na szczycie Mont Blanc stoi wystawiony najnowszy model Mercedesa. W przeźroczystej gablocie na punkcie widokowym Aiquille du Midi, dostaje się specjalne ochraniacze na obuwie, a zdjęcia, jeśli ktoś chce, wykonuje obsługa. Nie robi się ich w tym miejscu samemu, ale usługa ta jest zawarta w cenie biletu. Załoga zjadła pyszną włoską pizzę i wieczorem wróciła do hotelu. Nastepnego dnia czekał na nas początek Des Grandes Alpes.
Rano w hotelu zjedliśmy pyszne śniadanie. Zapakowane maszyny ruszyły z Plateau w dół w kierunku miejscowości Flumet. Tu pierwszy raz zobaczyliśmy tabliczkę Des Grandes Alpes, kierującą na szlak. We Flumet skręciliśmy w bok w wysokie piękne góry, kierowaliśmy się na Beaufort. Wjechaliśmy na przełęcz Cormet de Roselend (1968 m n.p.m.). Na szczycie przełęczy zrobiliśmy sobie dłuższy postój. Miejscowy farmer miał wystawiony stragan, można było popróbować regionalnych specjałów, wędlin, serów, win, itp. Dalej zjechaliśmy do miasta Bourg St. Maurice, skąd zaczynała się droga na drugą co do wielkości przełęcz Francji Col de l'Iseran (2770 m n.p.m.). Był to żelazny punt naszej wyprawy. Po zdobyciu przełęczy radości było co nie miara, lecz czas nam się mocno skurczył, a do Briancon, gdzie tego dnia mieliśmy nocleg, było jeszcze kawał drogi... Jedziemy dalej pośród gór. Droga do Briancon prowadzi przez przełęcz Mont Cenis (2083 m n.p.m.). Droga zaczyna się wić, robi się zimno, szaro i zaczyna padać. Stajemy, żeby wskoczyć w przeciwdeszcze i lecimy dalej. Zdążyło się dobrze rozpadać i nagle wjeżdżamy w mglę. Widoczność spada niemal do zera, mimo deszczu podnoszę szybę i widzę tylko przerywaną linię na środku drogi, ale tylko tuż przy przednim kole... Leje, mgła, a droga na navi wygląda jak metr sznurka zwinięty w kieszeni. Posuwamy się żółwim tempem naprzód, wiemy że tracimy czas i nie zdążymy do Briancon na 20.00, tak jak było w rezerwacji. Brniemy we mgle dobre pół godziny, po zjeździe z przełęczy mgła ustępuje, deszcz także, robi się ciemno, odwijamy i gnamy do Briancon. Wcześniej Krzysiek dzwoni do hotelu z informacją, że się spóźnimy, właściciel mówi, że zostawi nam klucze w recepcji. Spokojni o nocleg jedziemy dalej i o 22.00 stajemy na parkingu pod hotelem. Znów zaczyna kropić. Szczęśliwi, że dojechaliśmy, cieszymy się na myśl o odpoczynku. Krzychu idzie do recepcji i wraca z nietęgą miną... zamiast trzech kluczy do trzech pokoi, jest jeden klucz do pokoju dwuosobowego... zaczyna się nerwówka, w hotelu nie ma żywego ducha ani w postaci szefa, ani w postaci personelu. Do właściciela nie można się dodzwonić. Francuzi nie znają angielskiego, z nikim nie można się dogadać, sprawa opiera się o booking, mówią nam, że możemy spać wszyscy w tym jednym pokoju, lub mogą nam poszukać nowego hotelu... Nagle pojawia się dwóch Belgów, motocyklistów, którzy jak się okazuje przyjechali chwilę przed nami. Suma sumarum okazuje się, że owi Beldzy także spóźnili się na rezerwację, ale nie poinformowali o tym właściciela, który ich rezerwację anulował. Przybyli chwilę przed nami i z trzech kluczy w recepcji, dwa sobie wzięli, myśląc że to ich. Wyszła wielka kołomyja, Beldzy się spakowali, oddali nam nasze pokoje, wsiedli na swoje beemki i pojechali do innego hotelu. Kiedy rozpakowaliśmy się w pokojach, była już prawie północ...
Rankiem następnego dnia śmialiśmy się z zaistniałej sytuacji. W dzień poprzedni mieliśmy w planie zdobycie przełęczy Col du Galibier, ponieważ nie starczyło nam czasu, rozważamy czy w ten dzień uda nam się zdobyć Galibiera, wjechać na najwyższą przełęcz Francji Col de la Bonette i dojechać na Lazurowe Wybrzeże. Zapada decyzja, że ruszamy na Galibiera. Wszyscy chcą ją zdobyć, a jesteśmy w miarę blisko. Ruszamy z Briancon, myśląc co przyniesie nowy dzień, wspominając poprzedni, zaczynamy wjazd na Galibiera, znów zaczyna padać, znów przeciwdeszcze, docieramy na szczyt w ulewie. Jest 5'C pada i jest mgliście, a może to chmura. Robimy obowiązkowe foty pod tablicą Col du Galibier (2645 m n.p.m.). Adrenalina nie daje odczuć, że jest zimno. Szczęśliwi zjeżdżamy z przełęczy, przestaje padać, robi się niezła pogoda. Zrzucamy przeciwdeszcze i grzejemy na południe. Znów mijamy tabliczki Des Grandes Alpes. Dojeżdżamy do Jausiers, skąd zaczyna się wjazd na przełęcz Bonette. Kręta trasa wije się bez końca, mniej lub bardziej ciasnymi zakrętami, wolno posuwamy się do przodu, podjazd ma ok. 15 km, krajobraz robi się coraz bardziej księżycowy. Oczywiście pada, jedziemy w przeciwdeszczach. Szczytem przełęczy jest stożek, który objeżdża się dookoła. Na nim znajduje się taras widokowy, na który można dojść pieszo. Nie ma typowej tablicy, jest taki a'la totem, na którym są wyryte nazwa i wysokość. Stając przy nim, ma się przed sobą panoramę całych Alp, łącznie z Mont Blanc... Ale nie tym razem. Są 2'C, pada śnieg z deszczem i jest mgliście, nie widać nic. Sceneria bardziej przypomina Tolkienowski Mordor niż piękną najwyższą przełęcz Francji. Tak czy inaczej Col de la Bonette zdobyte. Wjechaliśmy na 2802m n.p.m. To co wydarzyło się dalej, odbiło się na naszych emocjach, psychice i przygasiło radość z wyprawy. W zasadzie mógłbym to w tej relacji pominąć, jednak zdarzenie to pokazuje, jakie niebezpieczeństwa czyhają na takich wariatów jak my, motocyklowych podróżników, zapuszczających się w różne niegościnne zakątki świata.
Zdobyliśmy Bonette, z racji opadów nie zrobilismy nawet zdjęcia. Ruszamy z przełęczy w dół, w stronę Nicei. Krzysiek z Ewą jadą pierwsi, za nimi Heniek , potem ja z Mery i za nami Czesław. Jedziemy w dół wijącą się jak wąż wąską drogą. Wcześniej już Czesław mówił, że musimy stanąć na chwilę gdzieś się odlać, nie było ku temu okazji. Stanęliśmy na chwilę, Krzyśki i Heniek jechali sobie wolno w dół. Po chwili ruszylismy za nimi. Po obu stronach drogi, a czasem i na środku pojawiały się skalne łupki, kamienie, które spadały na drogę. Jadąc wolno omijaliśmy je, dając sobie znaki awaryjnymi. Jedziemy,a kamieni jest coraz więcej, więc wolno i ostrożnie wyjeżdżamy zza zakrętu, jest tu dużo kamieni... Nagle, na środku drogi wyrasta ogromny głaz i wiele mniejszych głazów, między nimi leży czarny kwadratowy kufer motocyklowy, obok na tych głazach leży człowiek, ma zerwany kask z głowy, leży w kałuży krwi w nienaturalnie wygiętej pozycji... Są dwa motocykle na angielskich tablicach, stoi samochód, roztrzęsiona zapłakana kobieta i facet. Ale gdzie jest Krzysiek i Heniek? Pytamy, zatrzymują nas, starszy Anglik był z drugim młodszym motocyklistą, obaj w szoku, chyba nie bardzo kontaktowali, co się stało. Mówili tylko, że ten co leży, był z nimi... Kobieta, Francuzka, mówi po angielsku. Okazuje się, że jechali we trzech motocyklami, dwóch przejechało , na trzeciego spadła lawina skał, osunęły się ze zbocza ponad drogą, trafiły prosto w niego. Motocykl spadł w przepaść, on nie daje oznak życia,zginął na miejscu... Mówimy im, że zjedziemy trochę niżej, gdzie będzie zasięg i wezwiemy pomoc. Informujemy o tym starszego Anglika, ale do niego raczej nic nie dociera, ma nieobecny wzrok... Zjeżdżamy niżej, jest budka SOS, pod nią stoją Krzyśki z Heńkiem... ufff są, nic im nie jest. Kiedy najechali na ten wypadek, sekundy po, tamci kazali im jechać dalej... Budka SOS nie działa.... Jest zasięg, dzwonimy po pomoc. Mery z jednego telefonu, ja z Krzychem z drugiego. Dodzwaniamy się, francuzki bełkot, szukają kogoś mówiącego po angielsku. Zgłasza się facet coś tam kumający po angielsku, ja mówię 'stone' on mi mówi 'snow'... ozmowę przejmuje kobieta, powiedzieliśmy jej co gdzie i jak się stało, przyjęła, wysyła pomoc, ale pomoc jest daleko... zjeżdża para Francuzów samochodem, wiemy już, że Anglik na pewno nie żyje. Zginął natychmiast, tak jak mówili, gdy na to najechaliśmy. Są łzy, ból brzucha, pytania, gdyby to na nas trafiło...? Zginął człowiek, motocyklista, moment przed nami... Odbija się to na nas. Francuzi przekazują informację, że pomoc jest w drodze. Ruszamy dalej... po pół godzinie jazdy mijamy karetkę i policję jadącą na miejsce... Oni nie mieli już komu pomóc, ale gdyby ktoś naprawdę potrzebował pomocy, nawet nie miał wypadku, tylko zasłabłby czy dostał zawału, na takim odludziu nikt nie ma najmniejszych szans, zanim dotrze pomoc.
Późnym popołudniem dojeżdżamy do La Gaude, gdzie mamy wykupiony nocleg na dwa dni. Jesteśmy 8 km od Adriatyku, są palmy, piękne niebo. Tylko jakoś w środku nie potrafimy się tym cieszyć... Z tarasu naszych pokoi w oddali widać pasmo z Col de la Bonette i czarne chmury nad nim... Ta piękna przełęcz zostanie na zawsze w naszych głowach.
Rano tradycyjnie śniadako. Jest przepiękna pogoda, ubieramy się na krótko i jedziemy zwiedzać. Nicea, Monaco, Cannes. Dzień spędzamy na podziwianiu widoków, moczymy nogi w Adriatyku, patrzymy jak żyją bogaci:-) Zwiedzamy Monako, pałac Grimaldich, jedziemy do Cannes, przejeżdżamy Promenadą Anglików... Piękny dzień szybko mija. Wieczorem dzielimy się wrażeniami. Mery znajduje w necie informację, że Anglik który zginął miał 50 lat. Przyczyną było osunięcie skalne, spowodowane podmyciem skał przez długotrwałe opady deszczu...
Nadchodzi czas pożegnania z Czesławem. Wcześnie rano rusza on z La Gaude do oddalonego o 1100 km La Rochell nad Zatoką Baskijską, na spotkanie z rodziną. My rankiem także opuszczamy Lazurowe wybrzeże. Jedziemy do Wenecji. Mamy do przejechania 600 km. Wjeżdżamy na autostradę, jedziemy wzdłuż wybrzeża, piękne widoki nie chcą się skończyć. Dojeżdżamy do bramek, płacimy 0,60€, jedziemy kawałek, znów bramki, płacimy 2,60€. Kończą się widoki, tempem tranzytowym, połykamy kolejne kilometry. Wjeżdżamy do Włoch, jedziemy dalej, są kierunkowskazy na Wenecję, już blisko. Kierujemy się do Marghery, dzielnicy Wenecji, w której mamy zarezerwowany kemping na dwie noce. Przed zjazdem z autostrady zatrzymują nas bramki. Jakie było nasze zdziwienie, gdy na wyświetlaczu pojawiła się kwota 48,50€... Ze zrujnowanym budżetem docieramy na kemping. Mamy fajne domki z łazienkami, przytulne, czyste. Na terenie kempingu jest wielki basen, sklep z dobrymi cenami i dobrym zaopatrzeniem, bar z dobrym żarciem, dyskoteka, recepcja, gdzie można załatwić każdą sprawę bez problemu. Dużo Polaków :-) Dowiadujemy się, że z kempingu do Wenecji kursuje autokar za 5€ od osoby w obie strony. Wyznaczamy sobie godzinę wyjazdu oraz powrotu i idziemy pobiesiadować. Wieczorem dostajemy info od Czesława, że o 23:15 dotarł na miejsce, sponiewierany przez pogodę, ale cały i zdrowy!
Następnego dnia o ustalonej porze pakujemy się do autokaru i jedziemy na podbój Wenecji. Spędzamy tam cały dzień. Nie będę się rozpisywał o samej Wenecji. Ci co byli wiedzą, jak jest, ci co nie byli, pewnie t am i tak kiedyś dotrą. Dużo chodzenia, setki sklepów, starganów, tysiące ludzi wszelkiej narodowości. Było fajnie, zwiedziliśmy, zdobyliśmy. Pełni wrażeń wróciliśmy na nasz kemping. Omówiliśmy plan następnego dnia i poszliśmy spać.
Koniec wyprawy nadchodzi wielkimi krokami, ale my się nie poddajemy, walczymy dalej i z Wenecji ruszamy w stronę Słowenii. Kierujemy się na Udine, mijamy bardzo biedne rejonyz opuszczonymi lub zaniedbanymi posesjami. Wjeżdżamy do Słowenii i nagle znów czujemy się jak w Austrii czy Szwajcarii. Ładne, gładkie asfalty, piękne strzeliste góry, pensjonaty, ładne domy i miesteczka, masa motocyklistów, rowerzystów, pieszych, kamperów itd. Widać, że coś się dzieje. Zaczynamy wspinać się w góry. Kierujemy się na Bovec, gdzie ma być odbicie na Mangartskie Sedlo. Droga ma numerowane 54 zakręty po 180' o wzniesieniu 14,5% - Stelvio to małe piwo:-) Mijamy Bovec skupieni na drodze. Na szczycie przełęczy orientujemy się że minęliśmy zjazd na siodło. Po krótkiej naradzie, decydujemy, że Mangartskie Sedlo zostawiamy na przyszłość. Jedziemy w dół, droga wije się tak samo, tyle że w dół nawijki są brukowane... na dole robimy postój, podziwiamy widoki i ruszamy dalej ku przełęczy WurzenPass (1073m n.p.m), oddzielającej Słowenię od Austrii. Na granicy stoją aktywni celnicy, sprawdzają auto na włoskich numerach. Patrzą na nasze tablice i każą jechać dalej. Znów jesteśmy w Austrii. Na granicy jest fajna restauracja, którą prowadzi wesoła Austriaczka z mężem, palą sobie sziszę i dobrze się bawią. Zrobiliśmy szybki postój i polecieliśmy dalej w stronę Ranten w środkowej Austrii, gdzie czeka na nas wygodne łóżko. Pod wieczór jesteśmy na miejscu. Śliczny Gasthaus prowadzi Chinka szprechająca po niemiecku jak z automatu, angielski także zna. Miła, uśmiechnięta, oprowadziła nas po włościach i zaprosiła na poranne śniadanie. Wypiliśmy po piwku i spać.
Nadszedł ostatni dzień wyprawy. Plan dnia do powrót do Łodzi - 870 km. Startujemy po śniadaniu o 8.50. Pogoda jest dla nas łaskawa. Lecimy na Wiedeń. Poszło nam jak z płatka. Wjeżdżamy do Czech, stajemy na objad. Bez korków, bez opóźnienia lecimy dalej na Brno. Na wysokości Brna są roboty, ale nic się nie korkuje, znów nam pięknie poszło. Koło Olomuca Heniek odbija na Głuchołazy. Z Krzychem Mijamy Ostrawę i wjeżdżamy do Polski. Ogień na "jedynce" , szybko mijamy miasto świętej wieży i gnamy na Łódź. Równo po 12h jazdy o 20.50 otwieram garaż :-)
Około 4500 km w 11 dni. Masa przeżyć, wrażeń i widoków długo zostanie w pamięci.
Dziękuję wszystkim za super towarzystwo, a Krzyśkowi należą się wielkie brawa za noclegi.
Do następnego razu :-)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Michallica dnia Pią 9:30, 14 Lip 2017, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|
samad
zasłuzony
Dołączył: 13 Wrz 2009
Posty: 1426
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jasień/Żary/LUBUSKIE
|
Wysłany: Pon 18:17, 10 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Super opis i super wyprawa - z pewnością po tych przygodach na długo zostanie w pamięci i daje do myślenia...............
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
TomaszC
zasłuzony
Dołączył: 09 Kwi 2013
Posty: 1153
Przeczytał: 5 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włynkówko k.Ustki
|
Wysłany: Pon 22:55, 10 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Superowo. Zazdrościmy.
Kiedy następna relacja, bo ta jest rewelacyjna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
r.urbanski
.
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 2246
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Pon 22:58, 10 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Gratulacje Czekam na film
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Arkos
uzależniony
Dołączył: 17 Cze 2014
Posty: 271
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
|
Wysłany: Wto 7:12, 11 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Rewelacja , tez czekam na film
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Skorpionwr
Administrator
Dołączył: 19 Lip 2008
Posty: 2498
Przeczytał: 8 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przasnysz
|
Wysłany: Wto 10:26, 11 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Miło się czyta.
Super wyprawa.
Wydarzenie pozostanie w pamięci.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Skorpionwr dnia Czw 9:22, 13 Lip 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Arkos
uzależniony
Dołączył: 17 Cze 2014
Posty: 271
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
|
Wysłany: Wto 16:53, 11 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Ja teraz będę miał stress jeżdżąc z Wami ... tacy weterani, a ja w zderzeniu z nimi . Strach się bać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
krawczykk
wymiatacz
Dołączył: 11 Sty 2015
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostrów Mazowiecka
|
Wysłany: Wto 18:52, 11 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Relacja super, ale na pewno nie oddaje rzeczywistości, która jest jeszcze piękniejsza
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
manius
wymiatacz
Dołączył: 30 Sty 2016
Posty: 333
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wieliczka
|
Wysłany: Wto 19:14, 11 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Zdjęcia i tyle opisu że ho-ho.Super.Noclegi rezerwowaliście z wprzedzeniem czy w ten sam dzień.Pytam bo w sierpniu też Alpy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Michallica
wyjadacz
Dołączył: 27 Kwi 2015
Posty: 645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tomaszów Mazowiecki
|
Wysłany: Wto 20:20, 11 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Noclegi z wyprzedzeniem i to prawie pół rocznym
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
manius
wymiatacz
Dołączył: 30 Sty 2016
Posty: 333
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wieliczka
|
Wysłany: Wto 22:02, 11 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
To ja mam zaklepane trzy,pierwszy w Austrii następne w okolicy Cortiny we Włoszech na polatanie po okolicznych przełęczach a póżniej jaka będzie pogoda i gdzie dojedziemy, nocleg po drodze lub popołudniu Bocking i może się coś trafi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Michał F.
wyjadacz
Dołączył: 21 Cze 2015
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Wto 22:19, 11 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
manius napisał: |
To ja mam zaklepane trzy,pierwszy w Austrii następne w okolicy Cortiny we Włoszech na polatanie po okolicznych przełęczach a póżniej jaka będzie pogoda i gdzie dojedziemy, nocleg po drodze lub popołudniu Bocking i może się coś trafi. |
Hej.
Na Booking zawsze znajdziesz nocleg w okolicy i to nie problem. Dopiero co wracałem z Włoch z też korzystałem na powrocie.
Rezerwując wcześniej można znaleźć noclegi w lepszej cenie ale to nie reguła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Michał F.
wyjadacz
Dołączył: 21 Cze 2015
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Wto 22:56, 11 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Michał opis z wyprawy jak zawsze super.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
grzesieklu
zasłuzony
Dołączył: 10 Lis 2011
Posty: 730
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lublin
|
Wysłany: Śro 13:05, 12 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Super wyjazd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Michallica
wyjadacz
Dołączył: 27 Kwi 2015
Posty: 645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tomaszów Mazowiecki
|
Wysłany: Czw 22:59, 13 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Link do filmu dodany w pierwszym poscie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
Rypak
uzależniony
Dołączył: 25 Lut 2016
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dziadowa Kłoda
|
Wysłany: Nie 9:34, 16 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Super wyprawa i relacja okraszona zdjęciami i filmami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
wojtek
zasłuzony
Dołączył: 01 Cze 2009
Posty: 669
Przeczytał: 8 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TORUŃ
|
Wysłany: Nie 20:07, 16 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Ekstremalnie niebezpieczne dróżki w Alpach francuskich .
Szacun za ich zdobycie w trudnych warunkach .
Relacja, jak zawsze, najwyższy poziom.
Zdjęcia super.
Kłaniamy się wszystkim uczestnikom.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
tumba
zasłuzony
Dołączył: 16 Lut 2013
Posty: 552
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Iława
|
Wysłany: Pon 7:37, 17 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Gratulacje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
dziadek
stary wyjadacz
Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 841
Przeczytał: 8 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Chełm
|
Wysłany: Pią 8:02, 21 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Fajne miejsca. Fajna relacja. Gratuluję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry » |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
|
|